Elon Musk i SpaceX po raz kolejny mieszają na rynku telekomunikacyjnym. Do tej pory internet satelitarny kojarzył się z drogim sprzętem i jeszcze droższym abonamentem, będącym ostatnią deską ratunku dla osób wykluczonych cyfrowo. Jednak najnowsza oferta, która pojawiła się „po cichu” na stronie wsparcia Starlink, może zmienić te zasady gry. Mowa o nowym planie taryfowym za jedyne 40 dolarów miesięcznie, dedykowanym m.in. użytkownikom kompaktowej anteny Starlink Mini.
Rewolucja cenowa: nielimitowany internet za ułamek ceny
Nowy plan, widniejący w dokumentacji jako „Residential 100 Mbps” (a w niektórych regionach jako wariant „Lite”), został wyceniony na 40 dolarów miesięcznie. W przeliczeniu daje to około 165 złotych – kwotę, która zaczyna konkurować nie tylko z innymi dostawcami satelitarnymi, ale nawet z lokalnymi ofertami internetu radiowego czy LTE w mniej zurbanizowanych rejonach.
Kluczową informacją jest fakt, że w przeciwieństwie do popularnego planu „Roam 50GB” (często wybieranego do kamperów), nowa oferta za 40 dolarów zapewnia nielimitowany transfer danych. Użytkownik nie musi martwić się o lejek po obejrzeniu kilku filmów w 4K. Jest to wyraźny sygnał, że SpaceX chce walczyć o klienta budżetowego, który nie potrzebuje gigantycznych prędkości, ale oczekuje stabilnego łącza bez limitów.
Starlink Mini zmienia zasady gry
Promocja ta jest szczególnie atrakcyjna dla posiadaczy najnowszego sprzętu – anteny Starlink Mini. To urządzenie wielkości laptopa, które można schować do plecaka, zadebiutowało w Polsce w cenie 1249 zł. Do tej pory użytkownicy Mini musieli wybierać między drogim abonamentem standardowym a limitowanymi pakietami mobilnymi.
Wprowadzenie taniego planu stacjonarnego dla Mini sprawia, że ten mały talerz staje się idealnym rozwiązaniem nie tylko dla podróżników, ale też jako zapasowe łącze w domu (backup) lub główne źródło internetu w domku letniskowym. Warunek jest jeden: plan za 40 dolarów jest usługą stacjonarną (Residential), a nie mobilną. Jeśli chcesz zabrać internet w podróż, nadal musisz dopłacić do taryfy Roam.
Co to oznacza dla polskich użytkowników?
Obecnie polscy klienci Starlinka są w relatywnie dobrej sytuacji na tle reszty świata. Standardowy abonament w Polsce kosztuje około 249 zł, co jest kwotą znacznie niższą niż 120 dolarów (ok. 500 zł) płacone przez Amerykanów. Jednak oferta za 40 dolarów (ok. 165 zł) byłaby nad Wisłą prawdziwym hitem, plasując się poniżej ceny pakietu „W drodze – 50 GB” (175 zł).
Choć nowy plan na razie testowany jest głównie na rynkach zachodnich i w wybranych lokalizacjach o mniejszym obciążeniu sieci, historia pokazuje, że cenniki SpaceX szybko ulegają globalizacji. Jeśli ta taryfa trafi do Polski, Starlink może stać się realną alternatywą dla drogich łączy radiowych na polskiej wsi, oferując stabilność, której często brakuje lokalnym dostawcom.
Gdzie jest haczyk? Depriorytetyzacja łącza
Niska cena niesie ze sobą pewne ograniczenia. Plan za 40 dolarów oferuje prędkość pobierania ograniczoną do 100 Mb/s (w porównaniu do 150-300 Mb/s w standardzie). Co ważniejsze, jest to usługa „depriorytetyzowana”. Oznacza to, że w godzinach szczytu, gdy sieć jest przeciążona, ruch użytkowników płacących pełną stawkę będzie obsługiwany w pierwszej kolejności.
Dla przeciętnego użytkownika, który korzysta z Netflixa, przegląda media społecznościowe czy pracuje zdalnie, 100 Mb/s jest wartością w zupełności wystarczającą. Ryzyko spadku prędkości wieczorami jest realne, ale dla wielu osób – biorąc pod uwagę oszczędność rzędu kilkuset złotych rocznie – będzie to kompromis warty zaakceptowania.

