Jeszcze dekadę temu scenariusz, w którym broń precyzyjnie manipuluje ludzką świadomością, brzmiał jak fabuła filmu klasy B. Jednak raport opublikowany 22 listopada 2025 roku przez „The Guardian” nie pozostawia złudzeń. Brytyjscy naukowcy biją na alarm: „broń mózgowa” (ang. brain weapons) przestała być domeną science fiction. Stała się technologicznym faktem, który może zmienić oblicze współczesnych konfliktów zbrojnych szybciej, niż jesteśmy w stanie zaktualizować konwencje genewskie.
Koniec ery science fiction
Najnowsza publikacja Królewskiego Towarzystwa Chemicznego (Royal Society of Chemistry), cytowana przez ekspertów Crowley’a i Dando, rzuca nowe światło na zagrożenia płynące z konwergencji neuronauki, farmakologii i sztucznej inteligencji. Badacze udający się na kluczowy szczyt w Hadze ostrzegają: wiedza medyczna, która ma leczyć Alzheimera czy depresję, jest obecnie adaptowana do tworzenia systemów bojowych.
Nie mówimy tu o prostych gazach łzawiących. Nowoczesne arsenały mają na celu wywoływanie selektywnych stanów: od paraliżującej dezorientacji, przez halucynacje, aż po „wymuszoną uległość”. Przerażająca wizja, w której żołnierze lub cywile stają się nieświadomymi agentami wroga, jest według autorów raportu realnym zagrożeniem tu i teraz, w końcówce 2025 roku. To, co w czasach Zimnej Wojny było jedynie prymitywnym eksperymentem USA, ZSRR czy Chin, dziś dzięki AI zyskało chirurgiczną precyzję.
Niewidzialne uderzenie w centrum Europy
Dla Polski i krajów wschodniej flanki NATO doniesienia te mają szczególne znaczenie. W dobie wojny hybrydowej, której doświadczamy na naszych granicach, broń neuropoznawcza stanowi idealne narzędzie destabilizacji. Wyobraźmy sobie scenariusz, w którym operatorzy systemów obronnych w kluczowych bazach wojskowych – na przykład w okolicach Rzeszowa czy Redzikowa – nagle tracą zdolność koncentracji lub podejmują irracjonalne decyzje pod wpływem niewykrywalnych czynników neurobiologicznych.
Koszt produkcji takiej broni jest nieporównywalnie niższy niż budowa czołgów czy myśliwców. Szacuje się, że opracowanie skutecznego środka psychoaktywnego o militarnym zastosowaniu to wydatek rzędu kilku milionów złotych – ułamek ceny jednego samolotu F-35. To sprawia, że „broń umysłu” staje się dostępna nie tylko dla supermocarstw, ale i dla bogatszych organizacji terrorystycznych. Brak widocznych obrażeń fizycznych (tzw. soft kill) utrudnia udowodnienie ataku, co idealnie wpisuje się w doktrynę działań poniżej progu otwartej wojny.
Etyka w obliczu biotechnologii
Spotkanie państw-stron w Hadze ma na celu załatanie dziur w prawie międzynarodowym. Obecna Konwencja o zakazie broni chemicznej (CWC) powstała w innych realiach technologicznych. Naukowcy podkreślają, że bez natychmiastowych regulacji, mózg stanie się kolejnym polem bitwy – dosłownie i w przenośni.
Crowley i Dando zwracają uwagę na etyczny paradoks: te same algorytmy AI, które pomagają mapować ludzki konektom dla celów medycznych, są wykorzystywane do identyfikacji słabych punktów naszej psychiki. W Polsce debata na ten temat wciąż raczkuje, skupiając się głównie na cyberbezpieczeństwie sieci komputerowych, a zapominając o „sieciach neuronowych” samych obywateli. Jeśli nie wdrożymy systemów detekcji skażeń neuroaktywnych na masową skalę, możemy obudzić się w rzeczywistości, w której nasza wolna wola będzie tylko iluzją sterowaną przez wrogi algorytm.

